Romantyzm księżyca

By | 10:53 2 komentujących
Po namyśle - krótki wstęp będzie przydatny przy każdym opowiadaniu, dlatego dodaję takowy do tego, choć po czasie. Co było inspiracją? Liczne noce spędzone na łódzkiej Piotrkowskiej - od zmierzchu do samego świtu. Obserwowałem wtedy różnorakie sytuacje, które znalazły ujście oraz skrybę w tym opowiadaniu. Dodatkowym smaczkiem jest skrywanie naszych bohaterów za zasłoną tajemnicy - jest to próba nadaniu sytuacji pewnego uniwersalizmu, ułatwienia wczucia się czytelnikowi.

* * *

Spacerowaliśmy brukowaną uliczką w świetle gwiazd i słabych, miejskich lamp – pożółkłe światło nawet nie oświetlało dobrze otaczających nas, starych kamienic. Za dnia dało się dostrzec każdą ich rysę, choć ginęły one w swym ogromie. O tej porze osmolone, brudne ściany nawet nie były widoczne, wszystko zdawało się być piękne, otulone w płaszcz mroku utkany z najszlachetniejszych tkanin.

Świat wciąż żył – dookoła nas roześmiane, wesołe tłumy dopiero co idące na zabawę lub
z nich wracające. Ciężko było znaleźć wolne miejsce przy stolikach przed restauracjami – wszędzie zebrali się już koneserzy piwa i starzy, dobrzy znajomkowie, którzy postanowili podyskutować o polityce czy bardziej przyziemnych sprawach dotyczących Janków, Piotrków czy też innych Kasiek. Powietrze wypełniał zapach relaksu, chmielu i odprężenia, przerywany jedynie wybuchami gorąca z drzwi mijanych restauracji – biedni ludzie, którzy musieli przesiadywać wewnątrz...! Czy zdawali sobie sprawę z tego, ile tracą? Z resztą - alkohol i tak przysłoniłby ich oczy.

Odetchnęliśmy, gdy powitała nas opustoszała część ulicy – handel o tej godzinie nie kwitł, nieliczni dążyli w stronę epicentrum nocnego życia, jedynie przypadkiem mijając te wszystkie, zamknięte sklepy, które oczekiwały na zaawansowany poranek, by i tu przywrócić codzienny zamęt. Napotkaliśmy jedynie dwie staruszki, które postanowiły skorzystać z wolnego stolnika pod ostatnim, niesprzątniętym parasolem - w milczeniu grały w karty. A dla nas? Wtedy było tak spokojnie – rozmawialiśmy o swoim życiu, rodzinie, przeszłości... Tematy niefortunne
i sprawiające przykrość, jednak rozwijające relację – w końcu od czegoś więcej, niż wysłuchiwania ich jęków, ma się tych niewdzięcznych przyjaciół. Nikt nie zwracał na nas najmniejszej uwagi – chcieliśmy usiąść na jednej z pustych ławek, wciąż mokrych z powodu nawałnicy sprzed kilku godzin. Poświęciłem swoją bluzę na niewdzięczną rolę szmaty - minęła godzina, dwie, a noc wciąż była jeszcze młoda. Postanowiliśmy ruszyć dalej, ale zmienić kierunek – zawrócić, przejść się do parku pod fontannę, która o tej porze powinna być wreszcie oazą spokoju i osamotnienia.

Wracaliśmy poprzez jeszcze większe tłumy – niektórzy już dogorywali, cuchnąc niczym gorzelnie
i wykładając się na stolikach. Wśród mężczyzn, jak i kobiet, zaczęły krążyć skąpo odziane panienki
z parasolami – lubieżnie eksponowały swe nogi i zbyt odważnie podchodziły do podchmielonych samców, rozpieranych przez pierwotne instynkty – chyba tylko resztki kultury utkwione gdzieś
w podświadomości powstrzymywały część z nich od ślinienia się. Młodociane pannice zaczepiały
i zapraszały do pobliskiego klubu – oferowały najlepsze, co posiadały, ponętnie wskazując na swe ciała, wspominając o tańcach i ochoczo wyprzedzając pytania rodzących się bestii, iż nie tylko na tym się skończy. Po drugiej stronie ulicy – wrzaski, awantury. Dwie, pijane kobiety pokłóciły się i doszło do bójki, interweniował patrol policji, który akurat zbłąkał się w okolicy. Idąc dalej – grupka nieprzyjaźnie wyglądających mężczyzn wspominała o ustawce z jakimś arabem, którego należałoby, wedle nich, nauczyć polskości. Ale to nic, staraliśmy się tym wszystkim nie przejmować – nie pierwszy i nie ostatni raz zostaliśmy świadkami nocnego życia w jego pełni, pozostało tylko nie rzucać się w oczy, by nie wpaść pomiędzy jego zębatki.

Dotarliśmy pod fontannę – nie było tam nikogo. Siedzieliśmy, dalej rozmawiając, śmiejąc się
i czując biorące górę zmęczenie. Chłód wzrósł w siłę - w niczym nie przypominając upałów trwających jeszcze za dnia, a kojarząc się z jesiennymi wieczorami - potęgowany przez pobliską wodę. Szum fontanny łagodził zmysły – harmonia strumienia tryskającego w górę i w postaci kurtyny opadającego w dół wydawała się być sztuką najczystszą w samej sobie – wystarczyło tylko wybić ten życiodajny płyn w górę, aby mógł on stworzyć coś tak pięknego. 

W pewnym momencie ucichły rozmowy – zamarliśmy we własnych ramionach, nieśmiało, jakby wstydząc się świata – na nieboskłonie widniał jeszcze księżyc w całej swej okazałości – posrebrzone korony drzew, zapewniające ochronę przed większością świata, nabrały mistycyzmu, w całym swym majestacie osiągały status milczących strażników tamtych chwil.

Zebraliśmy się, gdy zaczęło świtać. Pożegnaliśmy się półprzytomni – rozstaliśmy dopiero
u schyłku trasy, wtedy zawróciłem w swą stronę. Miasto było ciche i spokojne, dopiero ze świtem choć na chwilę usypiało – nie licząc może grup ludzi, którzy nadal opuszczali księstwo rozpusty. Ale czy można ich do końca nazwać ludźmi? Wszystkie pierwotne żądze, które władały nimi kilka godzin temu, zaspokajająca je krew bądź upojna noc, zdrada ukochanych, zawód dla dobrych matek, wstyd dla dzieci... Gdzie podziały się wszystkie wartości? Gdzie ta duchowość, tak ludzka i emocjonalna, nieteologiczna?

Żaden z nich nie zrozumiał romantyzmu księżycowej nocy.


Nowszy post Strona główna

2 komentarze:

  1. Czułam się, jak w jednej z tych powieści, w której z chęcią śledziłabym bohaterów, by lepiej się im przyjrzeć i zaczerpnąć trochę z ich otoczenia, by samemu stać się postacią godną takiego tekstu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli zamiar uniwersalnego podejścia, które powstało na łamach osobistych przeżyć i prawdziwych sytuacji, można uznać za udane. Dziękuję! :)

      Z dzisiejszej perspektywy te teksty stają się dla mnie wręcz prehistoryczne. Sporo czasu minęło.

      Usuń

Komentuj, snuj refleksje, a co najważniejsze dyskutuj!

Wklejanie linku do swojego bloga na końcu komentarza może spotkać się z pozytywną odpowiedzią autora "Réalité de la legende".