A co jeśli jutro ma nigdy nie nadejść?

By | 09:59 3 komentujących
Źródło: www.theblaze.com
Żyjemy, układamy wiele planów i ciągle "zdroworozsądkowo" przekładamy coś na później. Fakt, dobrze mieć ułożone i zaplanowane życie, byle nie szło to w parze z nieustannym spięciem, byle nie pozbawiało nas spontaniczności i byle nie było to skrajne. Czy warto przekładać jednak wszystkie przyjemności na bliżej nieokreślone później, warto nieustannie trzymać się konkretnego planu i określonych w jego ramach zasad? A co jeśli jutro miałby nie nadejść?

Jedni zbijają fortunę na snuciu apokaliptycznych wizji świata żerując na naiwności tłumów, wyciągają pradawne przepowiednie z szuflady i zbierają fundusze w celu "zapobiegania" lub "przygotowania się" na rzekomo "nieuchronny" koniec. W końcu kiedy ludzie najchętniej oddają swoje pieniądze? Wtedy, gdy nie będą im ani im bliskim więcej potrzebne. Następnie przychodzi data, a po niej fala samobójstw, armia zrujnowanych żyć. Acz festiwal fanatyzmu potrafi trwać dalej. "Pomyliliśmy się", mówią, "tłumaczenie było błędne" dodają, a po chwili namysłu "to wina interpretacji, już wiemy, znamy datę, dostaliśmy więcej czasu!" i zabawa trwa dalej. Okrutne. Przykładem tak podłego działania jest leciwy już Projekt CHEOPS.

Drudzy nawet nie zaprzątają sobie głowy faktem kruchości naszych żyć, nie chcą nawet słyszeć o bzdurach pokroju możliwego końca znanego im świata. Często też nie zaprzątają sobie faktu swoim prywatnym końcem świata. Bo czy inaczej można określić śmierć? Dla wielu coś się kończy, coś się zaczyna, jednakoż pewniakiem można to nazwać naszą małą, prywatną, ziemską apokalipsą. Indywidualny armagedon, który prędzej czy później spotka każdego. Nikt nie wie jednak kiedy, dlatego "Carpe diem!" wydaje się być pojęciem w głębi atrakcyjnym, pociągającym. Chwytajmy dni póki możemy, jutro może nigdy nie nadejść. 

Źródło: nasa.gov
Powróćmy jednak na chwilę do kwestii globalnej. Czy naprawdę powinniśmy czuć się zagrożeni na
naszej Matce Ziemi? Bez tego miejsca we Wszechświecie ludzkość mogłaby pozostać tylko historią. Kataklizmy nawiedzały nasz świat nieraz. Asteroida, która doprowadziła do masowego wymierania dinozaurów, a pozwoliła ewoluować i przejąć kontrolę nam. Promieniowanie kosmiczne, które powstałe przy pobliskim wybuchu supernowy mogło natychmiastowo wypalić całe życie na naszej planecie. Erupcja superwulkanu, która pozbawia dostępu do światła słonecznego, a w efekcie skazuje na powolną i okrutną śmierć. Burze słoneczne, które są w stanie pozbawić nas całej, dotychczasowej komputeryzacji, wprowadzając niemożliwy do ogarnięcia chaos. Nic nowego w historii Matki Ziemi, widziała już każdą z tych sytuacji, była świadkiem śmierci swych własnych, bezbronnych dzieci, które nie dojrzały wystarczająco, aby się obronić.  Poza tym zawsze możemy zabić się sami, posiadamy imponujący arsenał śmierci i zniszczenia. Nieograniczona wojna nuklearna wedle definicji wojskowych nie jest już wojną, to armagedon. Nie chodzi o zwycięstwo, chodzi o zniszczenie i pogrzebanie wszystkiego co dotychczas istniało. 

Chwytajmy dzień dopóki możemy. Pomijając choroby i nieszczęśliwy los, pomijając kwestię prywatnej apokalipsy nie wiem też kiedy przyjdzie pora na nasz gatunek, na apokalipsę globalną. Brakuje nam polisy ubezpieczeniowej, posiadamy tylko Ziemię. Idzie za tym kolejne przesłanie aby wreszcie zacząć o nią dbać, idzie za tym przesłanie zagwarantowania przetrwania naszemu gatunkowi. A odbijają piłeczkę - zadbajmy też o swoją, prywatną polisę. Dbajmy o zdrowie, pamiętajmy o zróżnicowanej diecie, uprawiajmy sport, nie ignorujmy lekarzy. Zegar tyka... 
Nowszy post Starszy post Strona główna

3 komentarze:

  1. Wydaje mi się, że bardzo wielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że jutra może nie być, ale tak niewielu potrafi chwytać dzień dziś. Szkoda, choć wiem jak trudno jest się wyrwać ze szponów prokrastynacji i zacząć działać już dziś. Jak mi się to uda to kiedyś coś o tym napiszę :)
    Pozdrawiam. Carpe diem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jedna ze stron problemu. :) Miło mi zainspirować, z chęcią przeczytam ten tekst, gdy już powstanie!
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Ja staram się sobie powtarzać: "Carpe diem", albowiem "Memento mori". Tak już mam. Staram się chociaż być realistką. W nadziei, ze zniszczę pokłady pesymizmu. Ciekawy tekst.

    OdpowiedzUsuń

Komentuj, snuj refleksje, a co najważniejsze dyskutuj!

Wklejanie linku do swojego bloga na końcu komentarza może spotkać się z pozytywną odpowiedzią autora "Réalité de la legende".