Niepełnosprawni

By | 08:09 1 komentarz
Ulica, miejsce tak niepozorne.

Auta mkną z prędkością mało kiedy nieprzekraczającą przepisowej, ledwo zauważalne, niczym migające barwy w tunelu życia. Krótkie, nieistotne obrazy, które utraciły ostrość w pędzie. Świat gna do przodu, a razem z nim śpieszymy się my, sami przestajemy dostrzegać siebie nawzajem, obraz bliźniego staje się taki zamazany i taki... obcy.

Chociaż czy tak naprawdę to nie my wprawiliśmy tę maszynę w ruch naszą żądzą doznań? Pragniemy czuć i poznawać, tak intensywnie, nieokiełznanie, niczym nieograniczeni, zanurzeni w bezkresie rozkoszy. Wtedy orientujemy się, że brakuje nam czasu na skorzystanie z ogromu możliwości cywilizacyjnych, ponieważ nadal istnieje konieczności przeżycia, gromadzenia środków, zaczyna się pośpiech. Wyścig o realizację przyziemnych pragnień, osiągających status egzystencjalnego magnus opum, z realizacją potrzeb koniecznych do przeżycia. A wiek informacji to prawdopodobnie dopiero początek tego, co nadejdzie w najbliższych dekadach.

Czy to złe? Czy nie jest to jedynie realizacja aspiracji rasy ludzkiej? A może po prostu staczamy się w otchłań zatracenia? Ocenią potomni, jednakże cała ta sytuacja pewniakiem ma swoje pozytywne aspekty. Jeśli tylko zatrzymamy się na chwilę, wyhamujemy pęd trybików tej wszechpotężnej machiny, to łatwiej nam docenić aspekty życia tak banalne, że dawniej pospolite, a nie inspirujące czy piękne. Najpierw jednak należy na chwilę wyjść poza ramy systemu, a choć wejść łatwo, to dla wielu wyjście wiedzie tylko przez komin.

Pochylmy się jednak.

Jechali tramwajem - on dość młody, w popielatoszarej kurtce, znoszonej i zużytej, zmęczonej niczym jego na poły nieobecne oczy. Ona w kwiecie wieku, pulchnymi, zmarszczonymi dłońmi miętoląc skrawek wyblakłej sukienki w kolorowe kwiaty, dawniej być może złociste, mieniące się barwami lata, a może mierząc się ze swym kresem u początku jesieni. Dziś jednak nie dało się tego stwierdzić, a tę dwójkę pozornie niewiele łączyło. Ot, dwa różne pokolenia, dwie historie biegnące obok siebie, ale poza sobą. Tylko pozornie. Rozmowa łączy ludzi, rozpala płomień w oczach i przybliża, a tak było w ich przypadku. Rozmawiali o trudach życia, wyjazdach za chlebem, fundacji wsparcia dla niepełnosprawnych. Komentowali odbyte razem szkolenie, doradzali sobie w sprawach miłosnych, życiowych. Narzekali, ale i cieszyli się mogąc to wreszcie zrobić, wykrztusić swój ból, wyrzucić od dawna tłukącą się we wnętrzach ich umysłu gorycz. Mieli też z kim podzielić się dobrymi nowinami, a znali się dopiero od kilku godzin.

Ktoś by powiedział, że była to historia miłosna jak każda inna, jednakże nie wszystko współgra z tą tezą. Była to po prostu dwójka ludzi, strudzonych życiem i gotowych pochylić się nad sobą wzajemnie, okazać człowieczeństwo, którego tak nieraz mało. Otworzyli się na drugą osobę wiedząc, co znaczy osamotnienie. Być może nawiązali przyjaźń, być może nigdy więcej się już nie spotkali.

Znaleźli chwilę wzajemnego zachwytu, przerwali pęd, zasmakowali tego, co tak nietypowe dla codzienności.
Nowszy post Starszy post Strona główna

1 komentarz:

  1. Piękny post. Wspaniale wiedzieć, że gdzieś tam na świecie są ludzie wrażliwi i z empatią obserwujący świat.

    OdpowiedzUsuń

Komentuj, snuj refleksje, a co najważniejsze dyskutuj!

Wklejanie linku do swojego bloga na końcu komentarza może spotkać się z pozytywną odpowiedzią autora "Réalité de la legende".