Książki mojego życia

By | 09:48 4 komentujących
Ilustracja do powieści "Mistrz i Małgorzata"
Każdy posiada książki, które odcisnęły na nim swoje piętno. Specyficzne, a jakże piękne i apetyczne. Myślę, że w większości przypadków za nic nie pozwolilibyśmy na odebranie nam doświadczeń i przeżyć związanych z naszymi ukochanymi powieściami czy traktatami, choć mowa tu pozornie "jedynie" o literaturze. Tak naprawdę stawka toczy się o rządy dusz, o to co nas kształtuje i lepi, czyni nasze kamienne, niewzruszone ciało lepką gliną gotową do czegoś więcej aniżeli topornego rzeźbienia. Dziś będę zwracał się niezwykle osobiście i bezpośrednio, wpuszczę Was do świata dla mnie niezwykle intymnego - świata mych ukochanych ksiąg i autorów, niedoścignionych wzorców, nieskończonych inspiracji. 

Kiedy byłem młodym chłopcem uwielbiałem czytać zbiory bajek, mitów i legend. Niestety nie pamiętam z tego okresu zbyt wielu konkretów, poza informacjami względnie przydatnymi w kontekście kultury greckiej czy kilkoma anegdotkami, jednakże skutecznie rozbudziło to mój apetyt. Do tego stopnia, że w okolicach trzeciej klasy szkoły podstawowej sięgnąłem po książkę J.R.R. Tolkiena zatytułowaną "Hobbit, czyli tam i z powrotem". Wkroczyłem do świata fantastyki, aby pozostać w nim na długie lada. Następnie przyszedł czas na trylogię "Władca Pierścieni", "Dzieci Hurina" a wszystko to domknąłem "Silmarillionem". Oczywiście nie na tym kończyły się moje zainteresowania literackie w tamtym okresie, po prostu nic innego nie zapadło mi w pamięć aż tak mocno ani nie miało na mnie aż tak silnego wpływu. Tolkien był perfekcjonistą, który pracował nad każdym szczegółem kreowanego przez siebie świata. Stworzone przez niego conlangi* do dziś uchodzą za genialne, a zasługi tego językoznawcy pozostają niezapomniane i w tej materii. Prawdopodobnie jest on też twórcą mojej największej wady - wybredności. Nigdy nie odrzucam rozpoczętych książek na bok, jednakże każdy błąd, niedopracowanie, całościowe dziury w świecie/fabule rzucają mi się w oczy i bolą niezwykle. Między innymi dlatego nie miałem serca do serii o "Harrym Potterze", gdy postanowiłem się do niego zabrać w okolicach tamtych lat. 

Przyszedł czas szóstej klasy szkoły podstawowej, a razem z nim pojawił się w moim życiu dorobek Andrzeja Sapkowskiego. Saga wiedźmińska to ciekawy koncept wykorzystujący kulturę słowiańską, niestety niedopracowany, bez odpowiedniego szlifu i, moim zdaniem, trochę zmarnowany patrząc na potencjał. Trylogia husycka została napisana o niebo lepiej pod kątem stylizacji, wciąż jednak pozostawiając sporo do życzenia. Nie odmówię jednak Sapkowskiemu faktu wprowadzenia mnie w klimaty tak zwanego "dark fantasy", które do dziś pozostaje moim ukochanym podgatunkiem. Mroczny, brutalny świat bez podziału na dobro i zło. Świat, w którym jesteś w stanie ujrzeć odbicie codzienności, świat, w którym człowiek zdaje się być gorszy od potwora. A teraz zadajcie sobie pytanie na temat mojej ulubionej powieści i uwzględnijcie odpowiedź na nie w komentarzu.




Już w gimnazjum poznałem kunszt Jacka Dukaja. Ostatnimi czasy spotkałem się z zabawną opinią, jakoby w księgarniach powinna pojawić się plakietka "Ostatni, polski i wciąż żyjący powieściopisarz" a pod nią same książki Jacka Dukaja. Zgadzam się z tym, oczywiście z pewną dozą humoru, bo nie mam zamiaru krzywdzić w ten sposób chociażby Jacka Dehnela. Dukaj był miłością od pierwszego wejrzenia - genialna stylizacja godna arcymistrza, niebanalny język jak i idee, schemat "bohatera dukajowskiego" - zagubionego w świecie inteligenta. Mowa tu o człowieku, który pisząc "Perfekcyjną Niedoskonałość" zagłębił się w arkana fizyki, wykonywał specjalistyczne obliczenia i korzystał ze wszystkich dostępnych nam prognoz na temat rozwoju cywilizacji ludzkiej. Niestety przerwał pisanie tej trylogii w oczekiwaniu na wyklarowanie się kilku teorii w świecie fizyki. Jak tu nie kochać tego diabła, który dba o każdy szczegół? Większość jego książek to małe arcydzieła, które w pełni zaspokajają wymagania mojego gustu, do których uwielbiam wracać, nad którymi zachwycę się jeszcze nieraz. 


Zadane przeze mnie wcześniej pytanie nie należało, wbrew pozorom, do ciężkich ani ambitnych. Sześć lat temu zakochałem się w powieści Michaiła Bułhakowa, w "Mistrzu i Małgorzacie". Motyw powieści w powieści, stalinowska rzeczywistość w krzywym zwierciadle, znikające persony, piękna miłość z powodu "najbrzydszych kwiatów na świecie", bal czarownic i organizujący go w Moskwie diabeł wraz ze swą świtą. Diabeł, który wydaje się postacią pozytywną, a wręcz sympatyczną w porównaniu mieszkańców stolicy ówczesnego Związku Radzieckiego. Nie bez powodu autor wylądował na cenzurowanym, a piękno jego arcydzieła odkryto dopiero po dziesiątkach lat. Przynajmniej raz w roku powracam do "Mistrza i Małgorzaty" i zawsze odkrywam wtedy coś nowego, coś nad czym warto się pochylić, dostrzegam kolejny fragment głębi niesionej przez tekst, a poza tym najzwyczajniej delektuję się jej pięknem. Bo jest to jedna z najpiękniejszych powieści, które miałem okazję w życiu czytać. O dziwo dzielę ten zachwyt z ogromną częścią rodaków, co jest kolejnym atutem tego dzieła. Jest w stanie trafić praktycznie do każdego. 

Czy taki diabeł straszny?

Wbrew pozorom nie czytuję samych dzieł ciężkich i ambitnych. Z grzeczności pominąłem traktaty ekonomiczne, które ostatnimi laty piętrzą się na moich półkach, jednakowo odpuściłem całym górom literatury historycznej, choć nieustannie ją pochłaniam. Czasem, tak jak każdy, sięgam po coś lekkiego, mało ambitnego, w ramach relaksu. Pobudzam wyobraźnię, jednakże nie jestem zmuszony do intensywnego myślenia. Czysta przyjemność. Na samym końcu notatki umieszczę galerię książek, które moim zdaniem warto przeczytać czy to dla rozwoju czy dla chęci odetchnięcia od rzeczywistości. A kończąc dodam jeszcze, że aktualnie poczytuję powieści s-f z uniwersum Honorverse, które tworzy David Webber. Całkiem dopracowane w kwestiach militarnych, poza tym dość lekkie i poczytne, dlatego wybaczam autorowi resztę popełnianych przez niego grzechów. 

Funfact - wszelakie zdjęcia książek w tej notatce przedstawiają posiadane przeze mnie wydania. 












*conlang - sztuczny, lecz w pełni funkcjonalny język, jego artystyczną wersją jest chociażby język tolkienowskich elfów, który można w pełni opanować.
Nowszy post Starszy post Strona główna

4 komentarze:

  1. Oczywiście Tolkienem chwyciłeś mnie za serce. "Silmarillion" przede mną. No i jeszcze wiele drobniejszych dzieł. "Dzieci Hurina" leżą właśnie przed moimi oczyma. Sapkowski już dawno jest na mojej liście. "Harrego Pottera" jako maniaczka uwielbiam. Jednak daleko jej do Tolkiena. Mimo to stawiam je najwyżej jak się da. Zaintrygowałeś mnie Panem Dukajem. Nie jestem jednak pewna, czy klimat wciągnie mnie tak jak Ciebie. Fizyka nigdy nie była mi przyjemną. Niektóre z podanych przez Ciebie powieści znam. O niektórych tylko słyszałam. Mimo wszystko widzę, że jednak skłaniasz się ku ciężkim dziełom. Wyrafinowanym i trudnym w odbiorze. A kolekcja, którą posiadasz jest niebywała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Perfekcyjna Niedoskonałość" jest mocnym science-fiction, stąd fizyka. :) "Inne pieśni" bazują za to na teorii żywiołów greckich, "Lód" to majstersztyk pod kątem stylizacji lat 20 XX wieku. Osobiście polecam rozpocząć przygodę z Dukajem właśnie od tej ostatniej, wymienionej tutaj, cegiełki. Sam zaczynałem ze zbiorem opowiadań "W kraju niewiernych".

      Usuń
  2. O kolego! Ile się tu pozmieniało! Na lepsze oczywiście, aż się uśmiechnęłam pod nosem. Zastanawiam się czy Twój blog nie zasłużył na obecność w mojej zakładce "PODCZYTUJĘ" :) Jak zawsze, świetny post.
    Nie miałam styczności z wieloma z tych książek, jednak autorów kojarzę. Mój brat namiętnie wałkuje Sapkowskiego, potrafi siedzieć do 4 nad ranem, mając na 8 do szkoły i pod kołdrą czytać! Ja bym tak osobiście nie mogła, no ale jak się wcześniej gra w Wiedźmina, to nie dziwota że się w dzień chodzi niewyspanym. Jeśli chodzi o mnie to Tolkien całym sercem, zwłaszcza jeśli chodzi o "Hobbita". Film na podstawie książki - fantastyczny, chociaż ostatnia część, jak dla mnie - taka sobie. Oby było nas więcej - czytających, oczywiście :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza część Hobbita była wręcz wyśmienita, a absurdy ostatniej, cóż... Przynajmniej jako całokształt wypada świetnie. ;)

      Dziękuję i doceniam samą ideę tak ogromnego wyróżnienia! Przypomina mi to, że powinienem wreszcie sam stworzyć kategorię tego typu w zakładkach. Twój blog śledzę uważnie, dlatego i on się tam znajdzie. :)

      Usuń

Komentuj, snuj refleksje, a co najważniejsze dyskutuj!

Wklejanie linku do swojego bloga na końcu komentarza może spotkać się z pozytywną odpowiedzią autora "Réalité de la legende".